Na konkurs ogłoszony przez Oddział PTTK i redakcje Gazety Kołobrzeskiej wpłynęło osiem prac. Jury w składzie: Janina Górowicz przewodnik PTTK, Lech M. Jakób pisarz i Ewa Dubois (GK) w dniu 13 marca jednomyślnie pierwsza nagrodę przyznano Krzysztofowi Wnukowi z Gościna. Zdaniem jury praca ta wyróżnia się zwięzłością i forma najbliższą legendzie, cenne było tez powiązanie wyobraźni z historia. Druga nagrodę otrzymał 14-letni Igor Niewiadomski z Kołobrzegu, trzecie miejsce zajęła Monika Kapryn z Kołobrzegu. Zwycięzca konkursu otrzyma w nagrodę rejs dla dwóch osób na Bornholm, laureat drugiego miejsca - dwuosobowa wycieczkę do Niemiec, nagroda za trzecie miejsce to "Kronika Kołobrzegu" Hieronima Kroczyńskiego. Legenda Krzysztofa Wnuka znajdzie się tez w najnowszym wydaniu "Przewodnika Milenijnego po Kołobrzegu".

Legenda: "Od dawien, dawien w księgach pisali, że gród ten walecznym ludem się sławił. Teren dogodny, bagniskiem od wschodu i wielką rzeką od zachodu. Z północy Bałtyk, moc ryby łownej, z południa lasów, zwierzyny płowej. Kupców tabory z dalekich jantarem, solą handlowano i pięknych panien w przedziwnych sukienkach też z niki przybywało. Wysokie mury zbudowane, twierdza niedostępna, choć próbowali Turki, Moskale, a nawet armia Napoleona. Szkołę Rycerską Fryderyk Wilhelm założył, a przy niej oddział walecznych wyszkolił. Fosy i baszty, kamienne ściany, mieszczan i bogactw chroni miały. Baszta Prochowa żeglarzy witała, Baszta Więzienna łotrzyków skuwała i najważniejsza z baszt Baszta Ślubów, bogata muszli i bursztynów.

Dwa razy w roku błogosławił biskup nowożeńcom, w asyście świadków, wysyłał w noc pierwszą. W Baszcie Ślubów wartownicy czekali i nowożeńców tylko wpuszczali. Zdarzenia wielkiego wpisano historię, co baszty na lata zamknięto podwoje. Onegdaj był dowódcą garnizonu, prześwietny rycerz Gerhard von Wiesse, człowiek majętnego rodu, co się zakochał w pięknej Margariett. Ona jednakże kaprala kochała z pięknym lecz biednym płaczu, wołań i próśb, ona z kapralem Ceddrich, chciała ślub. Lecz jak to dawien w zwyczaju było, takiego męża dla panny aż miło, z rodu zwanego zięcia brać, co pannie wszystko może dać. Rodzina panny swatów gościła, pułkownikowi dobrą wieść oznajmiła, że panna zaszczycona będzie, gdy ją Gerhard von Wiesse za żonę weźmie.

I tak też wielkie było zgromadzenie, gdy biskup Konrad IV błogosławił w kościele. Panna piękna w złocistej sukni, za swoim lubym oczyma wodzi, gdyż mały liścik schowany w dłoni. Plan w nim spisany jak uciec z miasta, choć na przeszkodzie wysoka baszta. A gdy za nimi trzasnęło głucho, nalała mężowi do czary wino. Proszku do trunku wysypała, by się nie zbudził do samego rana. Gdy wieczór zapadł i nadszedł mrok, pod murem czekał już czarny koń. Na linie długiej panna młoda, a na jej końcu kaprala ramiona. Lecz nagle trzask, pochodni blask, rozświetlił twarze uciekinierów, żołnierska brać pojmała ich i wrzuciła do mokrego lochu. W rozpaczy swej i złości wielkiej pułkownik w baszcie zgromadził prochu, wysadzić chciał, tych dwojga z nią, by nikt już nigdy nie stracił swojego honoru. Biskupa w świt obudził krzyk i lament wielu mieszczan i nie pozwolił on podpali proch, pod ramię wziął rycerza. Nikt już tam nocy nie spędził poślubnej i żadnej damy już nie wpuszczono, proch zostawiono, broń przyniesiono, zbrojownię z baszty zrobiono.

W samo południe na rynku głównym kochanków potoczyła się głowa, a od tej pory nazwano wieżę "przeklęta - "BASZTA PROCHOWA". I nawet dzisiaj w deszczowe dni w oknie czasami, majaczy postać, pułkownik stary stoi zły, innej niewiasty już nie chciał poznać.